Portobello Road London Dry Gin No. 171 – długa nazwa jak na gin. I w sumie na pierwszy rzut dosłownie nic niemówiąca. Jednak to tylko na przysłowiowy pierwszy rzut oka. Portobello jest najbardziej znaną ulicą w dzielnicy Notting Hill, gdzie co sobotę odbywa się znany targ m.in. ze starociami. I To także, ta sama dzielnica, w której kręcono film pt.”Notting Hill” w roli głównej z Julią Roberts i Hugh Grantem. Jako ciekawostkę, jeszcze mogę dodać, że na tej samej ulicy mieszkał kiedyś George Orwell.
„No. 171” w nazwie odnosi się do numeru narożnej, obecnie pomalowanej na niebiesko kamienicy ze zdjęcia powyżej. Znajduje się tam pub i The GinInstitute. Miejsce to już w XIX wieku było znane jako najlepszy lokali w okolicy. To właśnie w tym lokalu trójka współwłaścicieli: Ged, Jake i Paul zdecydowali się na produkcję ginu. Do tego wykorzystali mały 30 l alembik. Owocem ich pracy jest obecnie destylarnia znajdująca się pod numerem 186 na wspomnianej już ulicy, gdzie obecnie produkowany jest gin.
Wspomnianym wcześniej alembik obecnie służy do m.in. do eksperymentowania z nowymi recepturami. Efekty tej pracy można spotkać w pubie, gdzie tylko tam są dostępne specjalne edycje ginów. No, chyba że kupimy butelkę ginu w sklepie The GinInstitute. Ja podczas swojego pobytu zdecydowałem się na Portobello King Theodore of Corsica. W przypadku tego ginu do podstawowej receptury, o której będzie za chwilę, użyto dodatkowo: Bazyli, bergamotki i rozmarynu.
The GinInstitute to drugie najmniejsze muzeum w Londynie. W kwocie 120 funtów można wziąć udział w trzy goodzinych warsztatach, podczas których zostanie opowiedziana historia ginu. Do spróbowania będą w koktajlach specjalnych edycji ginu Portobello, które są dostępne w pubie. A na koniec, to co najciekawsze, czyli każdy uczestnik komponuje i destyluje gin według własnego przepisu. No i oczywiście zabiera go do domu.
Portobello Road London Dry Gin No. 171 uzyskiwany jest z delikatnego spirytusu pszenicznego, który jest dostarczany od zewnętrznego producenta. Ów spirytus jest ponownie destylowany z jagodami jałowca, nasionami kolendry, korzeń arcydzięgla, korzeniem irysu, skórki z pomarańczy i cytryny, korzeń lukrecji, kora cynamony i gałka muszkatołowa. Gin jest produkowany w stylu „London Dry” i jest butelkowany z mocą 42%.
Nota smakowa:
NOS: Ziołowy, warzywny, cytrusy, kolendra, pieprz, jałowiec.
SMAK: Słodki, zioła, jałowiec, cytrusy, czarny pieprz, cynamon, oliwki zielone, trawa cytrynowa.
FINISH: Słodki, ziołowo-cytrusowy, gałka muszkatołowa.
ABV: 42%
Kraj: Londyn, Wielka Brytania.
Subiektywnie ode mnie:
Zacznijmy od etykiety, która przyciąga wzrok. Jest moim zdaniem dobrze zaprojektowana. Nawet miniaturowa butelka dobrze wygląda. Sam gin zaskakuje trochę zapachem. Jest mocno ziołowy, a w tle pojawia się jałowiec, cytrusy i tak naprawdę można co chwile odkryć coś innego. W smaku jest bardzo przyjemny, dobrze pije się go samemu. Rozgrzewa, jest lekko pikantny, z dużą ilością pieprzu i cytrusów. Finish jest dość przyjemny ziołowo-cytrusowy. Z mojej perspektywy to dobry gin, który można połączyć z tonikiem lub woda sodowa na kościach lodu. Muszę przyznać, że jak na gin klasy premium mamy dobry stosunek ceny do jakości.
Cena: 126 zł.
Można kupić np tutaj:
Autor: Rafał Stanowski
28 czerwca 2019 at 02:32
Ja odbieram go nieco inaczej. To klasyk typu Gordon’s gin. Trochę bardziej wyrafinowany, ale mimo wszystko do picia z czymś. I właśnie o to coś chodzi. Do ginu, zamiast oklepanego toniku proponuję bitter lemonade. Szczególnie dobrze sprawdza się przy ginach mocno jałowcowych. Najlepsze mixery, to oczywiście te słodzone cukrem, a nie słodzikami. Niestety, smak nie lubi kompromisów